To jedna z najtrudniejszych recenzji jakie przyszło mi pisać do tej pory, bo i książka należy do jednych z najtrudniejszych. Dlaczego? Bo czytając czułam to samo, co autorka, bo historia przez nią opisana jest dla mnie moją historią, tylko bohaterowie są inni...
Kilkakrotnie otrzymywałam już propozycje napisania recenzji książki o tej tematyce - za każdym razem odmawiałam z pobudek czysto osobistych. Mój mąż choruje na raka (nasza historia na prawym pasku bloga), a książki tak prawdziwe uświadamiają mi, że moja nadzieja w pewnym momencie może nie wystarczyć, że on zwycięży... Tym razem postanowiłam zmierzyć się z tematem, jednak przyznam szczerze, że nie było łatwo. Trudno też mi pisać recenzję obiektywnie, nie wiem czy to w ogóle jest możliwe.
Cel: opisać niewypowiedziane.
„Nikt mi nie powiedział, że nowotwór jest jak trucizna i że nawet jeśli działa powoli, to bardzo sprawnie i systematycznie. Że krok po kroku, komórka po komórce zajmuje cały organizm, że niszczy… Niszczy tak, że człowiek zostaje już tylko samym cierpieniem”.
Moja mama jest aniołem to pełen tęsknoty, skrajnych emocji, sugestywnych opisów oraz bolesnych i pięknych wspomnień pamiętnik córki cierpiącej po stracie ukochanej matki. Rozgoryczona w poczuciu życiowej niesprawiedliwości podejmuje się opowiedzenia historii własnej rodziny – od diagnozy do odejścia M. Bez znieczulenia, z niebywałą precyzją i odwagą opisuje, jak mięsak bezlitośnie trawi ciało jej matki, łamiąc przy tym serca wszystkich, dla których była ważna. Jak „oswoić” śmierć? Jak pogodzić się z wyrokiem? Jak poradzić sobie bez najbliższej osoby, gdy okazuje się, że świat kręci się dalej? Pisząc, autorka poszukuje odpowiedzi na te i inne pytania…
„Nikt mi nie powiedział, że nowotwór jest jak trucizna i że nawet jeśli działa powoli, to bardzo sprawnie i systematycznie. Że krok po kroku, komórka po komórce zajmuje cały organizm, że niszczy… Niszczy tak, że człowiek zostaje już tylko samym cierpieniem”.
Moja mama jest aniołem to pełen tęsknoty, skrajnych emocji, sugestywnych opisów oraz bolesnych i pięknych wspomnień pamiętnik córki cierpiącej po stracie ukochanej matki. Rozgoryczona w poczuciu życiowej niesprawiedliwości podejmuje się opowiedzenia historii własnej rodziny – od diagnozy do odejścia M. Bez znieczulenia, z niebywałą precyzją i odwagą opisuje, jak mięsak bezlitośnie trawi ciało jej matki, łamiąc przy tym serca wszystkich, dla których była ważna. Jak „oswoić” śmierć? Jak pogodzić się z wyrokiem? Jak poradzić sobie bez najbliższej osoby, gdy okazuje się, że świat kręci się dalej? Pisząc, autorka poszukuje odpowiedzi na te i inne pytania…
Dla osób chorujących na raka i ich rodzin, dzień diagnozy jest początkiem reszty życia, dla wszystkich, bez wyjątku. Nie ma już tego, co było, jest tylko "co będzie dalej?". Od tego momentu zaczyna się powieść, od diagnozy M. W momencie usłyszenia TYCH słów zaczyna się heroiczna walka o normalność i życie, które z biegiem czasu trudno nazwać życiem, zwłaszcza normalnym. Rodzina M staje na głowie, szuka możliwości, walczy, analizuje i z całych sił wspiera M w chorobie, a wierzcie mi, że choroba to straszna i tylko nieliczni, bardzo nieliczni ją wygrywają. Sama osobiście znam osoby zmagające się z mięsakiem (znam chyba chorych na wszystkie typy nowotworu złośliwego) i codziennie dziękuję Bogu, że mój mąż nie zachorował właśnie na niego, a ma "tylko" raka nerki. Paradoksalnie są różne rodzaje raka, lepsze i gorsze, z którymi umiera się w przeciągu kilku miesięcy, albo inne, dające pacjentowi kilka lat życia. Każdy jednak prędzej czy później daje cierpienie, ból i pytanie nie wiadomo do kogo "dlaczego?". Na to właśnie pytanie autorka usiłuje znaleźć odpowiedź, chce zrozumieć coś, czego nie da się pojąć!
Przez niewielką ilość stron, Małgorzata Friedel pokazuje nam jak wygląda życie i opieka nad cierpiącym na raka. Bez skrupułów i dosadnie opisuje bród, smród, czopki doodbytnicze, wymioty, żywe mięso i ból, zgodnie z rzeczywistością, dobitnie i prawdziwie. To, co napisała... jakbym słyszała swoje myśli, których nie umiem ubrać w odpowiednie słowa. Autorka wykrzyczała światu to, czego nikt nie mówi, a media nie pokazują... nikt nie pokazuje jak straszną chorobą jest rak. Zrobiła to w sposób wyjątkowo obrazowy, bez niepotrzebnych dialogów i prawdziwie. Pokazuje też swoje poszukiwania alternatywnych metod leczenia. Skąd ja to znam. Też szukam, znalazłam więcej metod, jedna bardziej skuteczne, a inne nie. W chwili obecnej nasza historia jest na etapie STABILIZACJA, ale co będzie dalej? Moja rodzina jest w połowie książki...
Polecam powieść. Jest trudna, bardzo, wydobywa z czytelnika uczucia, o których nie miał pojęcia, ale potrzebna ku przestrodze, ku empatii, ku zrozumieniu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.