Dwa lata temu wyglądaliśmy i byliśmy tak szczęśliwi jak na tym zdjęciu. Sama sesja początkowo mocno nas stresowała pamiętasz? Myśleliśmy, że nic nie wyjdzie ciekawego z fotografii, a jednak, to na zdjęciach najbardziej widać to, na co podczas codzienności nie zwracaliśmy zbyt często uwagi - na radość z nas płynącą.
Ciągle wydawało się nam Kochany, że na wszystko mamy czas, że wszystko można zrobić później. Pamiętam nasz wyjazd do Zakopanego, jakie miałam parcie na wspólne wyjścia, jak najczęściej i jak najwięcej. Ty i dzieci woleliście wtedy siedzieć przed telewizorem. Już wtedy bardzo często zasypiałeś w różnych miejscach. Nie wiem, może to już była wina choroby, a może po części jednak Twojego "później". "Później" już nie ma, a pozostał niedosyt, który chyba i tak by był, nawet jeślibyśmy przeżyli z sobą nawet sto lat.
Zawsze złościłam się, że tak mało mówisz i że muszę prowadzić monolog. Odpowiadałeś wtedy, że wystarczy Ci myśl, że jestem obok, że wtedy jesteś szczęśliwy. Ile bym dała teraz za jedną chwilę milczenia. Wiesz, nagrałam sobie nasze rozmowy telefoniczne na płytę, wszystkie 398 rozmów i słucham w samochodzie kiedy jadę sama. To niczym najpiękniejsza muzyka. Nasza najdłuższa rozmowa trwała prawie dwie godziny, byłeś wtedy w szpitalu. Zawsze zastanawiało mnie jak to jest, że przez telefon mówiłeś dużo więcej? Czasem dzwoniliśmy tylko po to, by powiedzieć "kocham Cię". Po Twoim głosie słychać, kiedy czułeś się gorzej, kiedy wracałeś do żywych i kiedy tryskałeś radością, bo znów miałeś nadzieję... Było też kilka dni, kiedy nie dzwoniłeś wcale, bo nie miałeś sił. Wszystko wróciło do mnie jak bumerang. czas Twojej choroby nie był łatwy, ale teraz jest jeszcze trudniej, a pustka jaką pozostawiłeś po sobie odbiera mi całą radość życia. Nigdy nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, ale czemu nikt nie ostrzegł, że będzie aż tak źle? Teraz, z perspektywy czasu widzę, jak byliśmy idealnie dobrani do siebie w każdej sferze życia. Ty spokojny i wyważony, a ja nieokiełznany ogień. Bardzo Cię kochałam i będę kochać zawsze.
Wspominałam Ci wczoraj, że Iruś idzie dziś pierwszy raz do nowego przedszkola na dłużej. Wyszło na to, że oboje mieliśmy ciężki dzień. On chyba ze stresu nie zjadł kompletnie nic w przedszkolu, ale raczej jest zadowolony i dał radę, a ja spędziłam w urzędach prawie sześć godzin i nadal nie do końca mam wszystko załatwione. Za życia było wiele do załatwienia, ale po Twojej śmierci... nie chciej wiedzieć ile tego jest. W jednym z urzędów spędziłam ponad dwie godziny, bo Pani urzędniczka nie wiedziała jak załatwić moją sprawę i dzwoniła po wszystkich okolicznych placówkach, aby się dowiedzieć. W efekcie końcowym zadzwoniła na infolinię... I tak sobie myślę, że w ten sposób sama też bym to załatwiła nie wychodząc z domu, ale... to infolinia kazała mi się udać do placówki... Błędne koło Kochany, po prostu błędne koło!
Jestem tak zmęczona tym wszystkim, że padam na przysłowiowy "łeb". Ostatnie przeżycia, ciągły stres, napięcie i gonitwa dają mi się we znaki i jedynym plusem jest tutaj fakt, że w takie szalone dni nie mam czasu na zbyt dużo rozmyślania. Kiedy tylko jednak jestem na chwilę sama, od razu wraca ból i tęsknota. Ciągle myślę, ciągle sobie przypominam wszystkie szczęśliwe chwile jakie razem spędziliśmy i tak bardzo mi żal tego, co już nigdy nie będzie nam dane. Popatrz na nasze zdjęcia i powiedz, że to wszystko tylko jakiś koszmar, z którego niedługo się obudzimy?
Bardzo Cię kocham.
Bardzo Cię kocham.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.