wtorek, 4 grudnia 2018

SIEDEMDZIESIĄTY PIĄTY DZIEŃ BEZ CIEBIE... AJAJAJ...



Ajajaj, jak niektórych boli, że sobie radzę. Czytają moje listy do Ciebie, by potem obgadywać i przekręcać każde słowo. Ciekawi mnie dlaczego w tych "niektórych" królują panie? Czyżby jakieś kompleksy?



Czasem zastanawiam się, gdzie były pewne osoby, jak w szkole uczyli czytania ze zrozumieniem. Przecież tego uczyli w szkole podstawowej! No ale cóż, widać, że jak się nie ma w głowie, to ma się w długim języku.  A jak to jedna z drugą zastanawiają się z czego żyję, albo czy nadal palę... Bo przecież w sumie po co mnie zapytać, jak "ciekawiej" jest wszędzie, byle nie mnie. Mają internet, bo czytają listy, to messengera zapewne też, to w czym problem, żeby do mnie napisać? W sumie... nie będę się nikomu tłumaczyć, mogę, ale nie muszę. Mam zaufane osoby, które wiedzą o mnie więcej (płci męskiej też - to informacja dla tak bojących się o moją cnotę), odpowiadam też zawsze, jeśli ktoś zapyta mnie bezpośrednio a plotkarze muszą zadowolić się tylko tym, co chcę, by było publiczne. Podejrzewam Kochany, że stąd ten ból d..y i tyle! Szkoda nerwów prawda? Już nie czuję tej presji, która była podczas zbiórki na Twoje leczenie, a która musiała być, bo przecież chodziło o Twoje życie, a jeśli jej nie czuję... to mam w nosie to, co mówią o mnie, bo to moje życie i tylko moje. Jestem wolnym człowiekiem i nikt mi tego nie zabierze.

A teraz nieco spokojniej, meliskę sobie zaparzę ;). Wczoraj pisałam Ci, że dzisiejszy dzień powinien być w miarę ok i wiesz, że był? Rano zaliczyłam fryzjera, potem chwila w sklepie z łazienkami, a potem pół dnia przekopywałam strych i szukałam rzeczy do wystawienia dla Asi i Krzyśka. Coś nam ta grupa ostatnio kuleje. Ja nie mam zbyt wiele czasu na ciągłe pisanie, a i ochoty czasem brak, a grupa cierpi niestety.   Zasięg leci na łeb, a Asia i Krzyś potrzebują pieniędzy na leczenie. Wzięłam się więc w garść i przekopałam ten nasz skład wszystkiego. Jeszcze sporo fajnych rzeczy się znalazło, ale jestem skonana. Jak ja to kiedyś potrafiłam robić codziennie? Sama nie wiem. Chyba miłość mnie napędzała. Teraz jednak znów czuję, że muszę coś zrobić. Już kiedyś tak miałam, kilka lat przed Twoja chorobą. Musiałam robić coś dla innych, jakbym czuła, że to kiedyś zaprocentuje. teraz także mam to przeczucie i oby tym razem się nie sprawdziło... W każdym razie działam i bądź ze mnie dumny. Robię to dla Asi, Krzyśka i dla Ciebie.

Teraz mam już spokojne popołudnie i zastanawiam się czy powiesić pranie, poodkurzać czy napić się kawy? Chyba wybiorę kawę. Iruś jest już w domu i zastanawia się czy zaryzykować pójście w czwartek do przedszkola, mimo że będzie tam Mikołaj. Boi się bardzo, ale kusi go wizja pieczenia pierniczków, które panie obiecały dzieciom. Może się uda go przekonać. Mówię mu, że schowa się z tyłu, za dziećmi i Mikołaj go nie zauważy, ale coś sceptycznie podchodzi do moich wyjaśnień.  Zobaczymy jak będzie. 

Wiesz, ja chyba się starzeję, bo wczoraj wieczorem niczym stateczna wdowa zabrałam się za układanie pasjansa... matko, ale mam rozrywki co? I nie dość, że nie przespałam pół nocy, bo tak mnie wciągnęło, to i tak go nie ułożyłam. Dziś dzielnie się trzymam z dala od pasjansa, ale coś czuję, że przegram kiedy dzieci zasną. Śmieję się sama z siebie, bo jeszcze jakby to była gra Super Mario, albo Angry Birds, to nie miałam bym poczucia starzenia się, ale pasjans? Jak widzisz, radze sobie jak umiem.

Bardzo Cię kocham.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka