wtorek, 22 stycznia 2019

STO DWUDZIESTY CZWARTY DZIEŃ BEZ CIEBIE...REKLAMACJE...


Hej Kochany. Kolejny dzień i kolejny list do Ciebie. Dobrze tak  móc opowiedzieć Ci o całym dniu i napisać  jak  bardzo Cię kocham. Zawsze myślałam, że miłość dotyczy tylko żywych i namacalnych osób i myliłam się, bo kocha się człowieka zawsze i nie ma tu znaczenia czy żyje, czy też nie.




Wspominałam dziś moją młodość i tamtejsze priorytety i widzę, jak bardzo zmieniło się moje myślenie. Wtedy nigdy bym nawet nie przypuszczała, że jestem zdolna do tak trwałego i silnego uczucia, które trwa nawet po śmierci. To były inne czasy i inni ludzie. Ktoś się pojawił, ktoś zniknął, a pojawiał się ktoś inny. Nie przywiązywałam się wtedy na stałe, bo i po co? Nie zwracałam też uwagi na uczucia innych. A może po prostu nie trafiłam na odpowiednią osobę? Dopiero Ty "uaktywniłeś" we mnie właściwe uczucia. I teraz, po czasie mogę śmiało powiedzieć, że karma rzeczywiście wraca. Kiedyś ja lubiłam bawić się innymi, a teraz los zabawił się ze mną i zabrał mi ukochana osobę. Muszę odpokutować swoje błędy prawda? Ciężka to kara, bardzo.

Nigdy nie zastanawiam się czemu akurat mnie spotyka to wszystko, bo wiem, że wiele rzeczy jest moim wyborem, ale zastanawiam się i w sumie dziwię jak wiele potrafię udźwignąć. Kiedyś psycholog zapytała mnie jak radzę sobie ze stresem i nie umiałam odpowiedzieć, bo ja sobie z nim nie radzę. Stres jest nieodłączną częścią mnie tak, jak oddychanie czy jedzenie. Przecież nie muszę radzić sobie z oddychaniem... Teraz, tego stresu jest mniej, albo tak mi się wydaje, bo miałam go podczas Twojej choroby tak wiele, że teraz nawet go nie zauważam, i w związku z tym, chwilami brakuje mi tej adrenaliny, ale z drugiej strony doceniam spokój, byle nie w nadmiarze. Szukam więc ciągle, jakiegoś substytutu tego, co było... czegoś szukam, nie wiem jeszcze czego...

Kiedyś w mojej głowie toczyła się ciągła wojna, a myśli kotłowały się tak, że miałam wrażenie, że pęknie mi głowa. Teraz tego nie ma. Teraz są wspomnienia, które pokazują się przed moimi oczami jak obrazy w kalejdoskopie, żywe, jakby to wszystko było wczoraj. Nie ma już też ciągłych wybuchów gniewu. Owszem, czasem zdarzy mi się zdenerwować, ale natężenie nerwów teraz, a wcześniej można porównać jak burzę do letniego deszczu. Wiele się zmieniło i szczerze mówiąc nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze. Jest spokojniej, ale bardziej smutno. 

A teraz może napiszę kilka słów o dzisiejszym dniu. Remont łazienki trwa w najlepsze, a wraz z remontem codzienne sprzątanie, bo wszędobylski kurz nadal wciska się w każdy kąt, ale myślę, że już jutro będzie lepiej, bo na ścianach są już płyty, na suficie także, woda i prąd są przerobione, płytki z podłogi pościągane i pozostaje chyba zacząć kafelkowanie. Chyba, bo się nie znam i nie wiem, co jeszcze trzeba zrobić przed kładzeniem płytek. Oczywiście i w codziennym myciu podłóg po trzy razy znalazłam plusy, bo kalorie lecą, a wraz z nimi waga. Tak trzymać.

Odwiedziłam też okulistę, bo miałam zamiar reklamować źle dobrane szkła. Miałam zamiar... ale nie wyszło, bo okulistka jakoś nie do końca przyjmowała do wiadomości, że owe szkła spowodowały u mnie zawroty głowy, no i nic przez nie nie widziałam. Stwierdziła za to, że za dwa lata "dojdę do tej wady" i żebym schowała sobie te okulary na zaś, a teraz zrobiła osobne do czytania i osobne do chodzenia. Ech, szczerze mówiąc nie miałam ochoty się zwalczać z nią i zrobiłam jak mówiła. Teraz będę "szpanować", bo mam niewielką różnicę w mocy okularów do chodzenia od tych do czytania i będę zmieniała image raz na jedne, raz na drugie oprawki ;). Wiesz? Pierwszy raz odważyłam się na mocno widoczne oprawki. Myślę, że dzieciaki jako pierwsze będą obiektywnymi krytykami mojej nowej stylizacji, a jak wiesz, one w takich wypadkach są bardzo szczere. No, może oprócz Irusia, bo jemu podobam się we wszystkim. Jaki ojciec, taki syn ;). 

Sporo reklamacji się ostatnio nazbierało. Najpierw schody, potem kufer na biżuterię, okulary, a jutro jadę na poprawę paznokci, które po czterech dniach nie dość, że zrobiły się matowe, to na dodatek się "porysowały". Już tyle razy robiłam paznokcie i pierwszy raz widzę, żeby "żele" się rysowały. Hmmm, jak widać ciągle coś mnie potrafi zaskoczyć. Oby to już była ostatnia rzecz do reklamacji, bo stracę wiarę w to, że coś jeszcze może być od początku do końca jak należy.

I tyle Kochany na dziś. Idę zmyć z siebie ślady remontu, bo włosy, mimo że myte codziennie znów mam sztywne od pyłu. Może uda mi się też chociaż na moment poleżeć w spokoju w wannie, zanim Sandra z Irusiem zaczną się kłócić.

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka