piątek, 11 stycznia 2019

STO TRZYNASTY DZIEŃ BEZ CIEBIE....COŚ SZALONEGO...


"Niech żyje bal!" - wiesz, że ja do niedawna nie wiedziałam o czym mówi piosenka Maryli Rodowicz i tym własnie tytule? I nawet się nie zastanawiałam nad słowami - fajnie się słuchało, dobrze śpiewało i tyle. Dziś już wiem o czym mowa...



Mój najdroższy - mam dziś ochotę zrobić coś spontanicznego i szalonego. Niestety na ochocie się kończy, bo co zwariowanego może zrobić stateczna wdowa i matka, która właśnie wyszła z wanny i leży przed telewizorem z gorąca herbatą? Myślisz, że jeszcze kiedyś coś takiego się uda? Pamiętasz? Uwielbiałeś kiedy dostawałam głupawki...Ciebie nie ma i głupawki też nie ma...

Niech żyje bal!
Bo to życie to bal jest nad bale!
Niech żyje bal!
Drugi raz nie zaproszą nas wcale!
Orkiestra gra!
Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte!
Dzień warty dnia!
A to życie zachodu jest warte...

                                       /Maryla Rodowicz/

Doceniam ten spokój, jaki mnie teraz otacza - ciepły dom, brak lęku...ale pragnę chociaż na chwilę poczuć się znów jak szalona nastolatka, chcę zmiany - chociaż na chwilę. Wiem, wiem - muszę być cierpliwa, ale tego jednego zawsze mi brakowało, aczkolwiek ostatnie lata mocno utemperowały moje zapędy. Czekam więc, może na wiosnę, może na lato...może kiedyś...

A dziś dzień zleciał mi nawet nie wiem kiedy. Rano odwiozłam najpierw Irusia do przedszkola, a potem od razu tatę do kliniki w Katowicach. Męczy mnie taka jazda, ciągle droga i droga i to spory kawałek drogi. Akurat ta trasa do atrakcyjnej nie należy, ale jak trzeba to trzeba. Tak policzyłam, że jazda do Katowic i z Katowic to tyle samo, ile przyjdzie mi przejechać w jedna stronę do Zakopanego, z tym, że słowackie góry, przez które pojadę nie będą tak odśnieżone, jak droga szybkiego ruchu, ale za to widoki będą cudowne. Mam nadzieję, że nie będę ich podziwiać z pierwszej napotkanej zaspy ;).

Dwa plany na dziś wzięły w łeb - pierwszy, to wspólna kawa z Moniką, bo jej dzieci się pochorowały, a drugi miał być wyjazdem na jasełka w teatrze, ale tym razem to Iruś wrócił z przedszkola z gorączką. Ach te dzieci, jakby się zmówiły. Spędziliśmy zatem spokojne popołudnie w domu i żadnych, szczególnych zajęć nie zorganizowaliśmy. Bywa i tak. Swoja drogą, odkąd daję młodemu Entitis, to tej zimy ani razu nie miał kataru czy bólu gardła, co w ubiegłym roku było na porządku dziennym. Musiałam tylko pamiętać, żeby zacząć go podawać już we wrześniu. Owszem, ma czasem gorączkę, przeważnie dwa dni i na tym koniec. Mocno gorączkuje, ale a to szybko zwalcza chorobę. Obym nie zapeszyła przed wyjazdem do Zakopca. Miej na to oko tam z góry ok?

Martwi mnie za to coś innego - znów zaczyna się bać. Boi się iść sam do łazienki, boi się kąpać na siedząco, ogólnie nie chce być nawet na moment sam. Wczoraj wstałam, kiedy jeszcze spał i poszłam zrobić mu śniadanie. Nagle słyszę paniczny krzyk - okazało się, że się obudził, a kiedy zobaczył, że mnie nie ma zaczął panicznie się bać...Mówi, że obejrzał straszną reklamę i to dlatego, ale nie chce powiedzieć mi jaką, bo stwierdził, że w trakcie opowiadania znów zacznie się bać. Strasznie mi go żal i chodzę z nim krok w krok, mimo że jest to nieco uciążliwe. Oby to jak najszybciej minęło.

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka