Mam 36 lat i życie połamane... jak patyk...(KAT). Jak te słowa idealnie odzwierciedlają moją obecną sytuację. Jeszcze kilka lat wstecz cieszyłam się ze wszystkiego, robiłam tysiąc rzeczy w jednym czasie,głową mury przebijałam.
Minęło kilka lat, a ja żyję bo muszę, wstaję rano z łóżka bo muszę, gotuję bo muszę, żadnego bo chcę. Dopadło mnie totalne przygnębienie i kompletny brak wiary w lepsze jutro. Oczywiście staram się usilnie znaleźć jakieś pozytywne i motywujące strony mojego istnienia, ale jest ciężko. Może to codzienna rutyna mnie zabija, może nadmiar stresu? Nie mam jednak chęci i sił żeby to zmienić. Jest jedna, a nawet trzy radości, dzięki którym jeszcze normalnie funkcjonuję-dzieci. W tej dziedzinie też nie jest łatwo, kiedy z ust córki słyszę "idiotka "i" spieprzaj", a z ust drugiej ciągłe "nie", ale mimo to są moim nektarem życia. No i jest jeszcze synek (dwuletni), który, kiedy jestem smutna, przybiega wołając "moja mama,moja,moja". Wtedy zapominam o wszystkim. Pamiętam jak okazało się, że jestem w ciąży, był to dla mnie koniec świata ,a teraz...synek jest dla mnie całym światem :) Nawet jak o nim piszę,podświadomie się uśmiecham. Kiedy test pokazał dwie kreski-płakałam. Moja Ś.P mama powiedziała wtedy "widocznie ktoś tam na górze uznał, że masz jeszcze coś do zrobienia w życiu" i mocno mnie przytuliła, i wiecie co? miała rację, tylko tego"coś" kompletnie nie chce mi się robić. Budząc się rano, marzę o tym żeby był już wieczór, żeby iść spać, nie myśleć, nie czuć, nie musieć. Po cichu mam nadzieję, że kiedy przyjdzie wiosna, a ciepłe promienie zaczną zaglądać do mojego okna i zacznie budzić się wszystko do życia, obudzę się i ja.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.