czwartek, 8 października 2015

DZIEŃ 196 - DOBIJAMY DO 200...

 

Jeszcze niedawno świętowałam z Wami studniówkę, czyli sto dni pisania mojego pamiętnika, a tu nawet nie wiem kiedy mija powoli dwieście. Leci ten czas, oj leci :) tak samo szybko jak minął mi dzisiejszy dzień. Mimo, że nadal jestem chora, to nie mogłam kolejny dzień "olać" swoich obowiązków, zwłaszcza tych związanych z urzędami.

Zwlokłam się rano z łóżka, zaaplikowałam podwójną dawkę polopiryny, ogarnęłam kudły na głowie, i ...miałam się umalować, ale mi się odechciało. Pojechałam więc bez makijażu, z nosem jak Rudolf czerwononosy. Zanim jednak dotarłam do urzędu, mój telefon się rozdzwonił na całego. Najlepszy był drugi telefon, gdzie pewna żona pytała mnie kim jestem, bo jej mąż dzwonił do mnie wczoraj z jej telefonu;) Przeszło mi przez głowę trochę ją powkręcać, albo jemu zrobić numer(zwłaszcza,że średnio za nim przepadam), ale ogarnęłam się, no bo przecież jestem poważną i stateczną matką i żoną, i wyjaśniłam kobiecie co i jak. Po co ma się denerwować dodatkowo, wystarczy, że już ma takiego chłopa ;) Korciło mnie jednak strasznie.

I tak po godzinie odbierania telefonu udało mi się wejść wreszcie do biura. O dziwo samo załatwienie sprawy zajęło mi dosłownie dwie minuty, co rzadko się zdarza w naszej rzeczywistości. Potem to już tylko pozostały mi zakupy w Biedronce, gdzie kolejny raz skusiłam się na"loteryjne"produkty. Udało mi się wygrać tylko dwa razy, na samym początku, bo widocznie było jeszcze mało chętnych, a ostatnio nic. Mimo to, wciąż mam nadzieję. Zresztą nigdy nie miałam szczęścia w loteriach, dlatego nie gram nawet w totka.

Nadszedł też czas wymiany ubrań z letnich na zimowe, więc całe popołudnie na tym właśnie mi upłynęło. Dziś zajęłam się tylko ubraniami dzieci, jutro posegreguję moje i męża. Sporo tego jest. Zawsze pakuję ciuchy do wielkich worów i wynoszę na strych, i powiem Wam, że sporo się tych worów nazbierało. Samych ubrań od synka naliczyłam cztery worki. Najlepsze jest to, że i tak ubieram mu jedno i to samo, jedynie na sporadyczne wyjścia zakładamy coś lepszego. Bilans jest taki, że synek ma cztery kurtki zimowe, osiem czapek, kilkanaście par rękawiczek, dwoje butów zimowych i dwa kombinezony, i sama jestem ciekawa ile z tego wykorzysta?

Oczywiście praca trwała dwa razy dłużej niż powinna, bo mój mały pomocnik wyciągał wszystko i mieszał swoje ciuchy z ubraniami dziewczyn,no i przymierzał :) Najbardziej upodobał sobie wszystko, co należy do Sandry, co widać na zdjęciu :)
Za to wieczór rozpoczął się problemem, który musimy z mężem rozwiązać. Niewiele chyba możemy w tym kierunku zdziałać, ale zawsze trzeba próbować...bo kto wie...

I tyle na dziś. Pędzę teraz do wanny, piję kolejną polopirynę i wskakuję do łóżka. Tak sobie myślę ,że chyba dziś poczytam książkę, taką z papieru...bo od wirtualnych literek zaczynają mnie boleć oczy ;)

11 komentarzy :

  1. Fajnie że liczysz tak dni.U mnie minie niedługo 3 lata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi za pare dni minie roczek :)

      Usuń
    2. Liczę dni pamiętnikowych wpisów bo blog mam troszkę dłużej niż200 dni.

      Usuń
  2. Ja jeszcze nie zrobiła porządku z cienkimi rzeczami- jakoś tak żal się z nimi rozstawać bo to takie ostateczne pożegnanie tych ciepłych dni :) Jedyne co zrobiłam to ściągnęłam zimowe kurtki i buty mojego syna by sprawdzić czy nie wyrósł z nich i ewentualnie sprzedać ale okazało się, że wszystko jest dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja powoli się za to biorę bo nas jakby nie było jest o dwóch więcej;) więc i ubrań większa ilość :)

      Usuń
  3. Ja dopiero na początku tej drogi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może się ubierać codziennie inaczej synek, hehe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ale szybko rośnie jak na drożdżach:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha ha uśmiałam się z tego telefonu od żony, widać bardzo zazdrosna jest :D

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka