Środa-pierwszy wieczór,kiedy mogę na spokojnie usiąść i napisać post. Ostatnie dni były na wariackich papierach,dziś miało już być spokojnie,ale oczywiście życie pokrzyżowało moje plany.
Przez dwa dni piekłam ciasteczka świąteczne: kokoski, rafaello w wersji białej i brązowej, chrupankiz orzechami, herbatniki lukrowane różnymi kolorami,orzeszki i rogaliki waniliowe.
Wszystkiego uzbierało się około 13-cie kilo. Czemu tak dużo? Bo to taka nasza tradycja. Po za tym dzieci zabierają ciasteczka na wigilijki do szkoły,obdzielam też tatę i teścia,w święta zjadamy ich dużo,a reszta zostaje na Sylwestra.. I sprawia nam przyjemność ich pieczenie. Dzieci dzielnie pomagały. Synek zrobił aż trzy rogaliki,a potem myślał tylko jak dorwać te,które my zrobiłyśmy i ulepić z nich kulkę. Przy lukrowaniu też bardzo pomagał,malował ciasteczko i oblizywał ;) Za to Sandra dała radę,i chyba bym bez niej nie zdążyła z tym w dwa dni. Zależało nam bowiem na czasie,gdyż jedna wigilijka odbywała się już dziś,a po za tym koniecznie mojemu dziecku zależało jechać do świątecznej ciężarówki coca - colido Bielsko-Biała. Wczoraj wieczorem padłam razem z synkiem o dziewiętnastej,z nadzieją,że dzisiejszy dzień będzie już spokojny. Obudziliśmy się o ósmej rano,a raczej mnie obudził płacz synka. Rany,ale się wystraszyłam. Co się okazało? Małego albo przewiało,albo źle spał , bo nie mógł ruszyć szyją z bólu. Pokazał mi ,w którym miejscu najbardziej boli,i wyglądało to jakby mu coś w mięsień"wlazło". Przeciwbólowe nie pomagały,wstać nie chciał,żeby się rozruszać,tylko płacz i płacz. Przeleżał do godziny piętnastej. Sytuację uratował IBUM i malutki termoforek serduszko. Przykładał go sobie do bolącego miejsca i wydawało się,że jest lepiej,ale to okaże się jutro rano. Kiedy tylko mąż wrócił z pracy ,zostawiłam facetów samych,żeby razem poużalali się nad sobą,a my z Sandrą pojechałyśmy do coca -coli. Czy było warto? Jeżeli miałabym jechać tam tylko ja,to zdecydowanie nie warto. Tłumy ludzi,zbitych w kolejki na małym placyku. Jedna ciężarówka i trzy namioty. W namiotach można było zrobić prezent(gwiazdkę pomalować brokatem),pojeździć wirtualnymi saniami i zrobić sobie zdjęcie z Mikołajem. W ciężarówce (i tu stałyśmy my) dostawało się puszkę coca-coli z imionami,które wpisywało się w komputer i z takim napisem otrzymywało puszkę. I na tej puszce(którą w sklepie kupiłabym za 1,50)zależało córce,bo...chciałam mieć z imieniem Jan(to jakiś sławny youtuber). Dwie godziny,na zimnie,ww kolejce,do której ciągle ktoś się wpychał,ale warto było - dla córki,bo jej szczęście było równie wielkie. Na resztę namiotów zabrakło nam już czasu i chęci. Swoją drogą,zastanawia mnie jedna rzecz? W kolejce stały osoby z malutkimi dziećmi,dorośli,po kilka godzin,a młodzież zwyczajnie wpychała się do kolejki. Nawet przed samym wejściem do ciężarówki,kiedy nadeszła nasza pora,wielka,prawie 100 kilowa małolata,dyskretnie próbowała się wepchnąć,myśląc,że jej nie widzę. Wstyd i hańba,i zero kultury. Tak się zwyczajnie nie robi,a tym bardziej dla puszki coli. Jest jeszcze kwestia samej organizacji imprezy-jak taka firma jak coca -cola może robić taki spęd? Jak może pozwolić stać tyle godzin małym dzieciom? Czy nie można było tych namiocików ustawić dwa razy tyle? Moim zdaniem,takim lekceważeniem klienta,cola-colazrobiła sobie antyreklamę,i to wielką. Oprócz tego spotkała mnie jeszcze jedna fajna sprawa,poznałam Dawida TESTANDWRITE ,i to ten właśnie chłopak pomagał mi zakładać obecnego bloga,i to w Sylwestra. Głównie sprawy techniczne,o których wtedy nie miałam pojęcia. I dopiero teraz była okazja do spotkania,mimo,że mieszkamy 20-cia kilometrów od siebie.
Jutro już nic nie planuję,ale może uda mi się wreszcie zrobić zdjęcia ciasteczek,nagród i przesyłek z ostatnich dni. Przez ten zamęt,leżą na półce nawet nie otwarte.
Podsumowując - spęd coca-coli jest ok.dla młodych ludzi,w wieku 12-17 lat,bo z nimi nie muszą stać rodzice. Młodsze dzieci,a tym bardziej malutkie lepiej żeby nie uczestniczyły w imprezie,bo to zwyczajnie męczarnia dla nich,a nie przyjemność.
Wszystkiego uzbierało się około 13-cie kilo. Czemu tak dużo? Bo to taka nasza tradycja. Po za tym dzieci zabierają ciasteczka na wigilijki do szkoły,obdzielam też tatę i teścia,w święta zjadamy ich dużo,a reszta zostaje na Sylwestra.. I sprawia nam przyjemność ich pieczenie. Dzieci dzielnie pomagały. Synek zrobił aż trzy rogaliki,a potem myślał tylko jak dorwać te,które my zrobiłyśmy i ulepić z nich kulkę. Przy lukrowaniu też bardzo pomagał,malował ciasteczko i oblizywał ;) Za to Sandra dała radę,i chyba bym bez niej nie zdążyła z tym w dwa dni. Zależało nam bowiem na czasie,gdyż jedna wigilijka odbywała się już dziś,a po za tym koniecznie mojemu dziecku zależało jechać do świątecznej ciężarówki coca - colido Bielsko-Biała. Wczoraj wieczorem padłam razem z synkiem o dziewiętnastej,z nadzieją,że dzisiejszy dzień będzie już spokojny. Obudziliśmy się o ósmej rano,a raczej mnie obudził płacz synka. Rany,ale się wystraszyłam. Co się okazało? Małego albo przewiało,albo źle spał , bo nie mógł ruszyć szyją z bólu. Pokazał mi ,w którym miejscu najbardziej boli,i wyglądało to jakby mu coś w mięsień"wlazło". Przeciwbólowe nie pomagały,wstać nie chciał,żeby się rozruszać,tylko płacz i płacz. Przeleżał do godziny piętnastej. Sytuację uratował IBUM i malutki termoforek serduszko. Przykładał go sobie do bolącego miejsca i wydawało się,że jest lepiej,ale to okaże się jutro rano. Kiedy tylko mąż wrócił z pracy ,zostawiłam facetów samych,żeby razem poużalali się nad sobą,a my z Sandrą pojechałyśmy do coca -coli. Czy było warto? Jeżeli miałabym jechać tam tylko ja,to zdecydowanie nie warto. Tłumy ludzi,zbitych w kolejki na małym placyku. Jedna ciężarówka i trzy namioty. W namiotach można było zrobić prezent(gwiazdkę pomalować brokatem),pojeździć wirtualnymi saniami i zrobić sobie zdjęcie z Mikołajem. W ciężarówce (i tu stałyśmy my) dostawało się puszkę coca-coli z imionami,które wpisywało się w komputer i z takim napisem otrzymywało puszkę. I na tej puszce(którą w sklepie kupiłabym za 1,50)zależało córce,bo...chciałam mieć z imieniem Jan(to jakiś sławny youtuber). Dwie godziny,na zimnie,ww kolejce,do której ciągle ktoś się wpychał,ale warto było - dla córki,bo jej szczęście było równie wielkie. Na resztę namiotów zabrakło nam już czasu i chęci. Swoją drogą,zastanawia mnie jedna rzecz? W kolejce stały osoby z malutkimi dziećmi,dorośli,po kilka godzin,a młodzież zwyczajnie wpychała się do kolejki. Nawet przed samym wejściem do ciężarówki,kiedy nadeszła nasza pora,wielka,prawie 100 kilowa małolata,dyskretnie próbowała się wepchnąć,myśląc,że jej nie widzę. Wstyd i hańba,i zero kultury. Tak się zwyczajnie nie robi,a tym bardziej dla puszki coli. Jest jeszcze kwestia samej organizacji imprezy-jak taka firma jak coca -cola może robić taki spęd? Jak może pozwolić stać tyle godzin małym dzieciom? Czy nie można było tych namiocików ustawić dwa razy tyle? Moim zdaniem,takim lekceważeniem klienta,cola-colazrobiła sobie antyreklamę,i to wielką. Oprócz tego spotkała mnie jeszcze jedna fajna sprawa,poznałam Dawida TESTANDWRITE ,i to ten właśnie chłopak pomagał mi zakładać obecnego bloga,i to w Sylwestra. Głównie sprawy techniczne,o których wtedy nie miałam pojęcia. I dopiero teraz była okazja do spotkania,mimo,że mieszkamy 20-cia kilometrów od siebie.
Jutro już nic nie planuję,ale może uda mi się wreszcie zrobić zdjęcia ciasteczek,nagród i przesyłek z ostatnich dni. Przez ten zamęt,leżą na półce nawet nie otwarte.
Podsumowując - spęd coca-coli jest ok.dla młodych ludzi,w wieku 12-17 lat,bo z nimi nie muszą stać rodzice. Młodsze dzieci,a tym bardziej malutkie lepiej żeby nie uczestniczyły w imprezie,bo to zwyczajnie męczarnia dla nich,a nie przyjemność.
W moim mieście też była ciężarówka ale nie jechałam.
OdpowiedzUsuńZdrówka dla synka, dobrze, że się jednak doczekaliście tej Coca coli ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o ciężarówce Coca-Coli, ale nie wglębiałam się w to po co cala ta afera, a po tym co napisałaś stwierdzam, że nie chciałoby mi się marnować na nią czasu...
OdpowiedzUsuńGabrysia też mi tak coś ostatnio "postrzyknęło" głową ruszyć nie mógł w żadnym kierunku... Trzymam kciuki żeby do jutra przeszło :)
Fajna sprawa z tą ciężarówką;)
OdpowiedzUsuńu nas też była ciężarówa ale ja akurat byłam w robocie więc nie skorzystałam;p
OdpowiedzUsuńA ja pierwsze słyszę o takiej akcji coca-cola... ;-)
OdpowiedzUsuńMogliby tych namiotów więcej poustawiać, chyba zdają sobie sprawę, że mnóstwo dzieci czeka długo w kolejkach
OdpowiedzUsuńByła i u nas ciężarówa słynna, ale w tej części miasta, do której w piątkowe popołudnie ciężko się dostać a i pogoda była podła!
OdpowiedzUsuńJa też jestem z okolic BB ale nie wiedziałam nic o tej ciężarówie, dopiero dzisiaj widziałam na fb że znajoma wklejała zdjęcia z tego wydarzenia. Jednak z tego co piszesz to nie było warto jechać, jeszcze by mi dziecię wymarzło i zachorowało na święta.
OdpowiedzUsuńU nas też była. :D
OdpowiedzUsuńU nas też była, ale nie byliśmy :) może za rok. A minka Twojego Synka jak lepi ciastka jest słodka, po prostu bezcenna :D
OdpowiedzUsuńZnajomi jechali do Krakowa żeby tą ciężarówe zobaczyć (bo dzieci chciały :)) i wrażenia mieli takie same.
OdpowiedzUsuńU nas też była :)
OdpowiedzUsuńAle super! Zawsze chciałyśmy zobaczyć taką ciężarówkę coca-coli (;
OdpowiedzUsuńAle czad :) Jak byłam mała zawsze chciałam ją zobaczyć :)
OdpowiedzUsuń