Co by tu dziś napisać? Przebrnęłam przez współprace będące na już, nadal czytam po nocach, czym jestem mimo zmęczenia zachwycona. Nie wiem jak tyle czasu dawałam radę bez czytania. Słowo pisane jest dużo piękniejsze od mówionego, bardziej wciągające, a czyjeś problemy są łatwiejsze do "strawienia" niż swoje własne. Mam tylko wyrzuty sumienia, że mam mniej czasu dla mojego dziecka...
Dlaczego dla dziecka skoro czytam po nocach ? Bo w dzień również w miarę możliwości staram się zaglądać do książek oraz pisać recenzje. Żyję tu, a jakby obok. Muszę to wszystko zacząć rozgraniczać, bo dziecko jest dzieckiem tylko raz...
Kto jest ze mną na facebooku, ten wie, jak skończyła się ostatnia opieka męża nad synkiem, a kto jeszcze nie wie, temu napiszę. Ostatnio najlepszą zabawą synka jest mielenie suchej bułki czy sucharków w maszynce do mięsa. Nie elektrycznej, tylko takiej starodawnej ręcznej. Sam sobie wrzuca bułkę i sam kręci rączką żeby zmielić. Nic złego mu się stać nie może, bo maszynka ledwo zipie, a synek należy do ostrożnych dzieci i nie wkłada paluszków gdzie nie trzeba, za to zrobił się cwany... Owszem paluszków nie wkłada, ale przy chwili nieuwagi męża zabrał moje dwa komplety srebrnych kolczyków i... też je zmielił. Wyobraźcie sobie moją złość. Zwłaszcza, że były to kolczyki, które podarował mi mąż. I może nawet nie była to złość, tylko smutek, bo miałam do nich wielki sentyment, jak z resztą do wszystkiego co podarował mi kiedykolwiek mąż. Takie, nawet najdrobniejsze upominki bardzo dużo dla mnie znaczą. Pamiętam pierwszy prezent, jaki otrzymałam od mojego męża, wtedy jeszcze znajomego. Było to na pierwszym czy drugim spotkaniu. Dostałam wtedy malutkiego mosiężnego słonika osadzonego na kawałku kamienia. Niby nic, a wart jest dla mnie miliony. Tak z resztą zapoczątkowała się moja kolekcja słoników, tylko odnoszę wrażenie, że czym więcej ich mam (wszystkie z podniesioną trąbą), tym szczęścia mam mniej... Cztery lata temu, nad morzem również otrzymałam od męża słonika, breloczek z wygrawerowanym wierszem. Myśleliśmy wtedy, że to nasze ostatnie wakacje razem (wtedy dowiedzieliśmy się o chorobie męża) i... w tym roku zgubiłam go :(. Przeszukałam cały dom i nie ma. Być może synek gdzieś go włożył, to nawet najbardziej prawdopodobne, ale fakt jest taki, że muszę go znaleźć. Pomyślicie sobie, że to głupie, ale ta rzecz, to symbol naszej miłości. Wczoraj kolejny raz moja gorsza połowa obdarowała mnie, tym razem dwoma słonikami, a raczej słoniskami.
Na zdjęciu aż tak tego nie widać, ale słoń jest ogromny i waży ponad kilo. Drugi jest troszkę mniejszy, ale też spory. Może tym razem przyniosą mi szczęście? Melancholijny nastrój mnie dopadł, płaczę na każdym kroku... chyba zbyt dużo myślę, a w pewnych momentach życia myślenie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Tylko jak pozbyć się tego ścisku w żołądku? Nikt nie wie co się ze mną dzieje, bo jestem skrytą osobą i nigdy nie daję po sobie poznać smutku czy żalu, ale ja wiem i ja to czuję. Chyba trzeba przetrwać, kolejny raz.
Nadeszła też kolejna burza. Nie jest dobrze. Mijamy się mężem na korytarzu bez słowa, żyjemy w dwóch skrajnie różnych światach. Pogubiliśmy się i oddaliliśmy od siebie. Są dni kiedy jest lepiej, ale to tylko wyjątki. Taki stan rzeczy ciągnie się od świąt. Gdybym miała ująć tą sytuację jednym słowem, byłaby to OBOJĘTNOŚĆ... Na dzień dzisiejszy nie ma rozmów i seksu do rana, nie ma tej chemii i porozumienia bez słów. Zostało tylko "bez słów". Te myśli, które kłębią się w głowie, myśli nie do zniesienia, choroba, troski, codzienność, to wszystko zabiło w nas chęci do wszystkiego. Musimy walczyć, żeby kolejny raz się podnieść i pewnie tak będzie, bo nasza miłość potrafi wszystko pokonać, ale jeszcze nie dziś...
Nadeszła też kolejna burza. Nie jest dobrze. Mijamy się mężem na korytarzu bez słowa, żyjemy w dwóch skrajnie różnych światach. Pogubiliśmy się i oddaliliśmy od siebie. Są dni kiedy jest lepiej, ale to tylko wyjątki. Taki stan rzeczy ciągnie się od świąt. Gdybym miała ująć tą sytuację jednym słowem, byłaby to OBOJĘTNOŚĆ... Na dzień dzisiejszy nie ma rozmów i seksu do rana, nie ma tej chemii i porozumienia bez słów. Zostało tylko "bez słów". Te myśli, które kłębią się w głowie, myśli nie do zniesienia, choroba, troski, codzienność, to wszystko zabiło w nas chęci do wszystkiego. Musimy walczyć, żeby kolejny raz się podnieść i pewnie tak będzie, bo nasza miłość potrafi wszystko pokonać, ale jeszcze nie dziś...
Mimo tego uczucia w środku, trzeba żyć normalnie. Przyznam się Wam do czegoś. Zawsze naśmiewam się z męża, że ciągle coś zrobi na odwrót, a ostatnio mnie przytrafiły się dwie takie sytuacje. Pierwsza dotyczyła zakupu farby. Byłam w Leroy Merlin gdzie miałam kupić brązową farbę do malowania futryn. Znalazłam dział z farbami, zabrałam farbę z brązowym wieczkiem, zapłaciłam i pojechałam do domu. A na miejscu okazało się, że wybrana przeze mnie farba jest satynowa. Na dodatek na brązowym wieczku pisało jak byk, że to kolor satynowy. Jak widać nawet ja nie jestem idealna ;).
Druga rzecz dotyczyła również zakupów, tym razem w Biedronce. Na sklepowej półce mieli ostatnio buty z Pumy w bardzo atrakcyjnej cenie. Dwa tygodnie decydowałam się na nie. Po dwóch tygodniach kupiłam, nawet jeszcze bardziej przecenione. Zawiozłam do domu, a po trzech dniach uznałam, że czas zacząć w nich chodzić. Jakież było moje zdziwienie kiedy oba okazały się prawe. Jeszcze większe ogarnęło mnie zdumienie, kiedy pojechałam je oddać, a nigdzie nie było dwóch lewych... Na szczęście zwrócono mi pieniądze, a buty zakupiłam przez internet.
Pochwalę się też, że samodzielnie, razem z córką złożyłyśmy namiot ogrodowy, bez instrukcji, bo nigdy z takowej nie korzystam. Teraz czekam tylko na mocniejszy podmuch wiatru, jeżeli namiot nie odfrunie, będzie to znaczyło, że dałyśmy radę.
Tak dla poprawy nastroju dodam jeszcze kilka fotek z mojego ogrodu. Pamiętam jak te czereśnie były malutkie, takie jak, synek, który pod nimi stoi. I nawet małemu na widok kwiatów zebrało się na romantyzm i podarował mi bukiecik, szkoda,że tylko on ;(.
Dziś dzieciaki uparły się na grilla. Pogoda dopisywała do momentu jego odpalenia. Pierwsze iskry i nad nami pojawiła się deszczowa chmura, która zniknęła od razu jak skończyliśmy jeść.
Nie obyło się też bez niespodzianek. Siedzimy sobie spokojnie, synek biega wokół domu, atu nagle słyszę jego krzyk. Dosłownie pół metra od niego biły się dwa koziołki (tak się chyba nazywa facet od sarny), albo jelenie, sama nie wiem. Pomijając to jak się nazywają, nie chcę nawet myśleć o tym co by się stało, gdyby wpadły na Irusia. Najgorsze jest to, że one nie boją się ludzi. Dookoła pełno lasów, a one biegają sobie po ogrodach i polach. Kiedy pytałam leśniczego co z tym zrobić, to mi powiedział -"a gdzie one mają pójść?" - no jak to gdzie? Do lasu. Za granicą nie ma praktycznie płotów, a u nas trzeba się odgradzać, żeby dziecko było bezpieczne. Przecież to chora, żeby zwierzę było ważniejsze od człowieka. Całe szczęście, że już za miesiąc i u mnie stanie płot, chociaż gdyby nie takie sytuacje, to wcale bym go nie robiła.
Widok piękny, ale wolałabym to oglądać z większej odległości .
Pochwalę się też, że samodzielnie, razem z córką złożyłyśmy namiot ogrodowy, bez instrukcji, bo nigdy z takowej nie korzystam. Teraz czekam tylko na mocniejszy podmuch wiatru, jeżeli namiot nie odfrunie, będzie to znaczyło, że dałyśmy radę.
Tak dla poprawy nastroju dodam jeszcze kilka fotek z mojego ogrodu. Pamiętam jak te czereśnie były malutkie, takie jak, synek, który pod nimi stoi. I nawet małemu na widok kwiatów zebrało się na romantyzm i podarował mi bukiecik, szkoda,że tylko on ;(.
Dziś dzieciaki uparły się na grilla. Pogoda dopisywała do momentu jego odpalenia. Pierwsze iskry i nad nami pojawiła się deszczowa chmura, która zniknęła od razu jak skończyliśmy jeść.
Nie obyło się też bez niespodzianek. Siedzimy sobie spokojnie, synek biega wokół domu, atu nagle słyszę jego krzyk. Dosłownie pół metra od niego biły się dwa koziołki (tak się chyba nazywa facet od sarny), albo jelenie, sama nie wiem. Pomijając to jak się nazywają, nie chcę nawet myśleć o tym co by się stało, gdyby wpadły na Irusia. Najgorsze jest to, że one nie boją się ludzi. Dookoła pełno lasów, a one biegają sobie po ogrodach i polach. Kiedy pytałam leśniczego co z tym zrobić, to mi powiedział -"a gdzie one mają pójść?" - no jak to gdzie? Do lasu. Za granicą nie ma praktycznie płotów, a u nas trzeba się odgradzać, żeby dziecko było bezpieczne. Przecież to chora, żeby zwierzę było ważniejsze od człowieka. Całe szczęście, że już za miesiąc i u mnie stanie płot, chociaż gdyby nie takie sytuacje, to wcale bym go nie robiła.
Widok piękny, ale wolałabym to oglądać z większej odległości .
Wiesz do takich prezentów też mam sentyment - mam czekoladkę serduszko, która ma już 10 lat ale nie wyrzucę jej :)
OdpowiedzUsuńBo to są nasze wspomnienia...
UsuńDzisiaj też miałam odpalać grilla, ale deszczowe chmury przegoniły ten pomysł :)
OdpowiedzUsuńTaka wiosenna pogoda ;)
UsuńMocno trzymam za Was kciuki. Głowa do góry 😊
OdpowiedzUsuńPrezenty od męża też dla mnie dużo znaczą, chyba dla każdej z nas :)
OdpowiedzUsuńChyba tak, zwłaszcza, że nasi faceci niezbyt często myślą o podarunkach.
UsuńNa pewno sobie poradzicie, dużo problemów pewnie wpływa na Was oboje. Trzymam kciuki żeby jak najszybciej było dobrze. U nas na ogrodzie pojawiła się sarna.. (do lasu kawałek drogi a mieszkam przy drodze głównej więc się zwierze musiało jakoś przedostać do nas)
OdpowiedzUsuńDamy radę, jak zawsze. U nas tych saren jest ze trzydzieści.
UsuńTeż zbierałyśmy słoniki i nawet widzimy, że miałyśmy dwa takie same :) Wszystkie słoniki i mnóstwo innych porcelanowych figurek oddałyśmy dzieciom z domu dziecka, trochę było ich żal radość dzieciaków była ogromna :D
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze porcelanowe pieski leżą na strychu, ale słoniki są na specjalnej półce.
UsuńJa nie wiem co oni mają z tymi słoniami, ja też przed ślubem dostałam od męża słonia na urodziny i stoi do dziś :D
OdpowiedzUsuńHahaha, widocznie to takie męskie myślenie.
UsuńJa mam dwa słoniki z trąbą do góry, ale chyba żaden mi szczęścia nie przynosi. Nie rozumiem dlaczego były dwa prawe buty z tej Biedronki. Dziwne trochę :D
OdpowiedzUsuńPodobno z kaloszami było tak samo, więc pewnie już oryginalnie zapakowane tak były.
Usuńniech słoniki szczęście przyniosą :**
OdpowiedzUsuńKochana życzę dużo siły i cierpliwości, trzeba myśleć pozytywnie a wszystko się ułoży :)
OdpowiedzUsuńJa też mam sentyment do niektórych rzeczy, więc dobrze Cię rozumiem, ale z drugiej strony to tylko materialne rzeczy. Z tymi butami z Biedronki to nieźle Ci się trafiło, ale dobrze, że nie było problemów ze zwrotem. :)
Niby materialne, ale wygrawerowany cytat był od mężą i o to mi najbardziej żal.
UsuńJa też jestem bardzo sentymentalna. Mam w dokumentach schowany "liścik miłosny" od mojego męża (wtedy chłopaka), który mi podarował w pracy jak miałam zły humor :) Pracowaliśmy razem :p Mam nadzieję, że wiosna przyniesie Wam świeży podmuch miłości ;)
OdpowiedzUsuńJa mam nawet taki album z pierwszym zdjęciem, biletami do kina itp.
UsuńSłonik się znajdzie :) będę trzymała kciuki :) fajne widoki macie z ogrodu :)
OdpowiedzUsuńMusi się znaleźć. Dziękuję :)
UsuńNam się udało zrobić grilla przed burzą, też mam takie pamiątki - bezcenne! Nikt nigdy nie widział mnie smutnej, zmartwionej, zapłakanej niw lubię okazywać swoich uczuć i emocji "obcym" ludziom, wiem co czujesz to boli cholernie boli...
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię okazywać uczuć, chyba, że złość ;). Lubię za to się "wypisać" i to mi pomaga.
UsuńGrilla zazdroszczę, uwielbiam taką kiełbaskę, zwłaszcza tą pierwszą po zimie.
OdpowiedzUsuńJa sama gapa ostatnio jestem - zamówiłam telefon, po czym się "skapłam" że jeszcze nie mogę, dopiero za dwa miesiące..
z mężem się znajdziecie. wiem to.
O tak, ta pierwsza jest najlepsza, a pod koniec sezonu to mi już bokami wychodzi.Znajdziemy się, prędzej czy później...
Usuńw zasadzie z tą kiełbasą chyba zawsze tak jest.
UsuńJa myślę, że prędzej..
Niech te słoniki ci szczęście przyniosą, może przywrocą troche czułości i romantyzmu do związku :)
OdpowiedzUsuńdwa buty prawe? Już myślałam, że napiszesz to co mnie często spotyka kiedy za długo się zatanawiam-jak po coś jadę w końcu to tego już nie ma :(
Dobrze, że choc syn daje ci kwiatki :)
Ostatnio z mezem tez sie oddaliśmy na chwile od siebie i na dodatek przezylismy pierwsze kłótnie. Wiem, ze duza w tym moja wina bo dopadlo mnie cholerne zmęczenie psychiczne tymi wszystkimi naszymi klopotami. Od kilku dni duzo rozmawiamy i próbujemy naprawic nasze relacje i przywrocic naszemu malzenstwu radosc. A teraz regeneruje sily poki starsza cora w odwiedzinach u dziadkow i upiekszam balkon na wiosne :-)
OdpowiedzUsuń