To uczucie, które ogarnia nas po skończeniu lektury powieści... ten żal i niedosyt, że chciałoby się krzyczeć "jeszcze". Te myśli pozostające w głowie przez długi czas... Niewiele udało mi się takich książek znaleźć, a przeczytałam ich bardzo dużo. Czy "Klątwa przeznaczenia" dołączyła do elity? Zapraszam na recenzję.
Ona - Arienne, maleńka czarodziejka, która w wieku szesnastu lat musi opuścić mury zamku swego ojca i wypełnić przeznaczenie. Trafia w miejsce, z którego żadna dziewczyna nie byłaby ucieszona - do zamku Związkowców (płatnych najemników) gdzie gwałty, pozamałżeńskie związki, morderstwa, czary i poniżanie kobiet są na porządku dziennym. Jednak miejsce, które wydaje się być piekłem na ziemi, staje się powoli domem, bo dom, jest tam, gdzie ukochane osoby...
Severo - Mistrz Walki, którego symbolem jest lew, czarny wojownik, niesamowicie męski trzydziestosześciolatek z ogromnym przyrodzeniem (jakże by inaczej). To on, mimo swej mrocznej natury i pełnego sprzeczności charakteru. jest obiektem westchnień wszystkich kobiet, na wszystkich dworach. Niestrudzony, nieustraszony i zawsze wierny zasadom Związku. Mężczyzna posiada w sobie złą moc, której pochodzenia nawet się nie domyśla. Z jednej strony kat, a z drugiej miłośnik poezji i muzyki. Wszystko jednak do czasu, bo nawet najwięksi i najgorsi wojownicy ulegają, kiedy spotykają kobietę swego życia. Nie na darmo mówi się, że "za każdym wielkim mężczyzną, stoi kobieta".
Średniowieczne zamczyska, książęta, kaci, lochy i czary. Pewnie myślicie teraz, że to nie dla was prawda? Też sobie tak pomyślałam, jednak zobowiązałam się do przeczytania i napisania recenzji, więc zaczęłam czytać. Uczucia miałam mieszane i to bardzo, jednak po pierwszych linijkach już wiedziałam, że szykuje się ciekawa lektura, ale że aż tak ciekawa... tego się nie spodziewałam.
Zaczniemy od tego, co mi się podobało. Pierwszą rzeczą jest narracja. Autorki zastosowały tu genialne posunięcie, bo każda postać "mówi" sama za siebie. Inaczej zwąc, mamy tu narrację pierwszoosobową każdej z postaci. Od czasu do czasu tylko wtrąca się narrator trzecioosobowy. Świetna sprawa. Uwielbiam w powieściach możliwość wniknięcia w umysły bohaterów, poznawania ich uczuć, myśli i obaw. Mam jednak nieodparte wrażenie, że jest tu więcej jego niż jej. Ogólnie, łatwiej mi wniknąć
za sprawą autorek w umysły mężczyzn, a kobiety są jakby pomijane, może
to celowy zabieg, bo przecież w średniowieczu kobiety nie miały pozornie
swoich praw. Pisze pozornie, bo nie od dziś wiadomo, że kobiety zawsze miały przewagę nad mężczyznami, tylko ci, w swojej męskości, nie mieli i nie mają o tym pojęcia.
Sama historia również mnie zaskoczyła. Spodziewałam się wojen, o których niezbyt lubię czytać, a dostałam miłosną historię, pięknie osnutą w przygody zapierające dech w piersiach, dialogi, które w jednej chwili potrafiły rozbawić do łez, by za moment doprowadzić do płaczu, tym razem ze smutku. Opisy również mnie oczarowały. Są przekazane w niesamowicie obrazowy sposób i pozwalają nam zachłysnąć się pięknem powieści. Język literacki, okazał się bardzo poprawny, a do tego zastosowane słownictwo bardzo pasuje do tamtych czasów. Każdy z bohaterów jest "jakiś" i ma swój charakter, a jest ich tutaj kilku, bo lektura nie ogranicza się tylko do naszej pary.
Teraz trochę z przymrużeniem oka - nareszcie mam książkę, w której bohaterzy zwracają uwagę na higienę osobistą, zwłaszcza przed seksem. I to w średniowieczu :). Pamiętacie zapewne, jak narzekałam już kilkakrotnie, że w książkach wszyscy uprawiają seks, ale nikt się przed nim nie myje. Tutaj się myją, a raczej zażywają kąpieli i może się to wydawać błahostką, ale dla mnie jest to duży plus. Sprawy alkowy, autorki opisały malowniczo, ale bez zbędnej wulgarności. Jest tu wszystko, co powinno być, żebyśmy mogli się zarumienić, ale dziewczyny zadbały o to, by nie popadać w przesadę. Brawo :).
Kolejna rzecz - ilość stron. Mamy ich koło 800, co mnie bardzo cieszy, bo jeżeli coś mi się podoba, to mogę czytać o tym nawet przez dziesięć tysięcy stron, a i tak ciągle będę miała mało.
Zauważyłam też pewne podobieństwa do "Greya", kiedy to dziewczyna pisze do swego Mistrza liściki, a on jej odpisuje. Wiem, wiem, w Greyu były to maile, niestety w tamtych czasach Arienne i Severo musieli się zadowolić zwykłą kartką i gęsim piórem, ale ich sposób pisania był iście "greyowski". Kolejne moje skojarzenie, kiedy w fabułę wkroczyły ogromne wilki, zamieniające się w ludzi to "Zmierzch". Jest to jednak tylko moje subiektywne odczucie, które nie ma wpływu na całą fabułę.
Kilka razy, rozpoczynając nowy rozdział nie rozumiałam o co w nim początkowo chodzi. Tu zabrakło mi spójności. Nie jest tych momentów wiele, ale są. I ostatnia rzecz, którą nieco bym skorygowała to "ha ha ha ha" Severo.Wolałabym określenie - "zaśmiał się rubasznie" ;).
Podsumowując - "KLĄTWA przeznaczenia" jest jednym z bardziej udanych debiutów, jakie miałam okazję czytać. Gdybym nie wiedziała, że to debiut, to nigdy w życiu bym na to nie wpadła. Raczej skłaniałabym się ku temu, że to powieść doświadczonej autorki. Polecam więc z czystym sumieniem i czekam z ogromną niecierpliwością na kontynuację, bo zakończenie wbiło mnie w fotel i pozostawiło ogromny niedosyt.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.