sobota, 29 września 2018

DZIEWIĄTY DZIEŃ BEZ CIEBIE...



Dopiero co skończyłam pisać list do Ciebie, a już rozpoczynam pisanie następnego. Tyle mam Ci do opowiedzenia. Ups, upadła mi myszka i przestała działać. Chcesz mi tym sposobem dać do zrozumienia, żebym pomyślała o sobie, a nie tylko o Tobie? Nie Kochany, moje pisanie to zarówno ja i Ty...



Mamy cudowne dzieci. Dają mi tak wiele wsparcia psychicznego, że nigdy bym się tego po nich nie spodziewała. Psychicznego, ale o fizycznym, czyli pracach domowych nie ma co mówić. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Teraz wiem dlaczego Bóg nam je dał, a zwłaszcza małego Irka - bo Tobie dawał siłę by żyć, a mi daje siłę by żyć bez Ciebie. Nic nie dzieje się bez przyczyny - pamiętasz?

Na wiosnę planuję zrobić Twój nagrobek. Nie mam jeszcze planu, ale wiem jedno, będzie na nim rzeźba - splecione ręce z mosiądzu (chyba tak nazywa się ten stop). Wiesz, wkurza mnie jedna rzecz - ludzie już teraz sugerują mi jaki marmur wybrać. Mówią "nie bierz czarnego, bo widać na nim każdy kurz", "nie bierz pstrokatego, bo jest brzydki", "nie bierz tego czy tamtego" - cholera, przecież to nasz nagrobek i to my będziemy w nim razem! Skąd w ludziach bierze się tyle "dobrych rad"? To jest jakiś obłęd. Nigdy nie lubiłam gdy mówiono mi jak mam żyć, a tym bardziej w jakiej scenerii leżeć po śmierci!

Czuję ogromne wyrzuty sumienia i żal do samej siebie, że w pewnych momentach naszego życia mogłam postąpić inaczej. Mniej się złościć... Czy Ty mi to kiedyś wybaczysz? Zawsze cierpliwie znosiłeś mój ciężki charakter, wiedziałeś, że muszę wyrzucić z siebie nagromadzone emocje... a jednak mogłam inaczej. Za późno...

Byliśmy dziś w Dream Parku w Ochabach, bo tak, jak Ci pisałam, Iruś dostał zaproszenie od jednego z rodziców w przedszkolu. Jeszcze nie potrafię pojechać w żadne miejsce, w którym byliśmy razem, bo wspomnienia spowodowałyby jeden, wielki potok łez, ale w Ochabach w parku nie byliśmy nigdy. To miejsce odwiedziliśmy dawno, dawno temu, kiedy była tam jeszcze stadnina. Pamiętam, Ola i Sandra były malutkie, a my na rowerach jeździliśmy z nimi oglądać konie, a w drodze powrotnej zatrzymywaliśmy się na kąpiel w Wiśle... Dziś było zupełnie inaczej... pusto... dziwnie... chociaż miejsce jakby inne. Było też chwilami śmiesznie np. obie z Sandrą chciałyśmy się ogrzać herbatą i nic z tego nie wyszło, bo zamiast nasypać cukru, wsypałyśmy kilka opakowań soli, zastanawiając się przy tym co ten cukier taki malutki... ale miałbyś z nas ubaw :). Herbatę kupiłyśmy nową, ale kiedy młody zjechał prosto w kałużę nasz czas w parku dobiegł końca:). Mimo wszystko było fajnie, no i gotować nie musiałam. Nigdy nie byłam mistrzem kuchni, ale teraz, od Twojej śmierci gotowanie jest dla mnie udręką. Wszystko nie tak...

Znalazłam dziś w samochodzie Twoją opaskę z ostatniego pobytu w szpitalu w Bystrej... Irek, ja tak bardzo tęsknię. Nie złość się, że tak rozpaczam. Minęło dopiero dziewięć dni od Twojej śmierci, a właściwie osiem i pół - każdy by rozpaczał za kimś, kogo tak bardzo kochał prawda?

Dziś w nocy śniłeś się Sandrze, że siedzimy wszyscy w salonie i rozmawiamy. Jestem na Ciebie zła, Iruś też, bo co wieczór prosimy Cię, żebyś nam się przyśnił i nic. Noc za nocą nie mogę Cię spotkać w snach. Dziś śniło mi się coś złego, nie pamiętam co, ale obudziłam się po północy zalana łzami i nie zasnęłam już do rana. Ech, wszystko nie tak...

Kiedy patrzę na Irusia wieczorem, jak już śpi, łzy same lecą. Ty też kiedyś byłaś taki mały, a już życie minęło, już Cię nie ma. Wiesz, ja dopiero teraz potrafię powiedzieć "Irek był' zamiast "Irek jest". Powoli uświadamiam też sobie, że już nigdy Cię nie zobaczę. Nadal nie do końca to do mnie dociera i nadal czekam, aż wrócisz z pracy, a potem... potem serce pęka... Kiedyś nie lubiłam weekendów, a poniedziałek był dla mnie dniem odpoczynku i spokoju. Teraz ten weekend jest zbawieniem, bo Sandra i Iruś są w domu i nie jestem sama. Prosiłam wczoraj Olę, żeby jeszcze przez jakiś czas dojeżdżała do szkoły, zanim będę w stanie być wieczorami sama. Teraz też ciągle gdzieś znika, ale wraca, wiem, że jest, że wszystkie dzieci są. Bardzo mi to pomaga. Nienawidzę być sama.

Wyniosłam dziś na strych wszystkie książki o miłości, nie jestem w stanie ich czytać. Romanse i erotyki nie są już moimi ulubionymi. Żadne książki już nie są. Nie czytam, nie piszę recenzji... Moja pasja zniknęła, a czy wróci? Tego nie wiem. Przypomniałam sobie jak pewnego dnia przyjechał do Ciebie lekarz, ten, który jako jedyny zrozumiał naszą sytuację i w domu przeczyścił Ci dren. Nie pamiętasz tego, bo byłeś prawie nieprzytomny, ale on zapytał mnie wtedy czyje są te lampy fotograficzne i tła. Odpowiedziałam, że moje, że kiedyś miałam takie marzenie nauczyć się fotografowania, tak dla siebie, ale zabrakło jakoś czasu. Odpowiedział mi "jeszcze będzie czas, jeszcze będzie..." - przeklęte słowa! Teraz mam czas, jednak paraliżuje mnie ból po stracie Ciebie. Ja wiem, że kiedyś wrócę do tego, wrócę też do książek i recenzji, nawet napiszę własną książkę, ale jeszcze nie teraz. Powiem Ci, że zawsze wiedziałam, że strata Ciebie będzie dla mnie potworna, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Ciągle widzę nasze zdjęcie na ścianie, jak patrzysz na mnie i dzieci z miłością i nie mogę uwierzyć, że "to już jest koniec, nie ma już nic..."

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka