Znałam kiedyś chłopaka. z pozoru normalnego, uśmiechniętego. Wszyscy jednak twierdzili, że należy do tych złych. Rozchwiany emocjonalnie, wzywany średnio raz na tydzień na policję, wyrzucony z jednej szkoły, potem z drugiej. Wszystko to jednak zaczęło się dziać po śmierci jego ojca, którego uwielbiał...
W wieku 15tu lat uciekł do Włoch, gdzie kradł, bił się i tym podobne rzeczy. Wrócił po dwóch latach, kiedy to matka przysłała mu bilet powrotny. Po powrocie często w nocy leżał na grobie ojca i płakał. Nie radził sobie z emocjami...ze sobą...Swoją samotność i pustkę zabijał alkoholem. Mimo, że miał wielu znajomych był sam. Mimo, że miał matkę, nie znalazł w niej oparcia, bo i jej było trudno. Mimo, że miał wiele dziewczyn, nie potrafił kochać. Kiedy wreszcie znalazł, zdawać by się mogło tą jedyną, ożenił się. Urodziło im się dziecko, a kiedy miało trzy miesiące on usiadł na torach...dobrze znał rozkład jazdy...nie ma go już wśród nas. Często sięgam pamięcią do tamtych czasów, znałam go, był mi bliski, przez moment nawet bardzo. Był świetnym, mądrym chłopakiem, przystojnym jak model. Gdzieś się w życiu zagubił. Długo próbowałam znaleźć odpowiedź na pytanie"dlaczego?". Do dziś jej nie znalazłam...Po latach poznałam kolejnego mężczyznę, też z tych złych(na pozór), tyle, że starszego. Mimo, że miał już lata młodzieńcze za sobą, niechlubną przeszłość też, to nadal ubierał się jak nastolatek. Należał kiedyś, kiedy szukał swojego miejsca w życiu, czy przynależności, do SKINÓW, i tak mu zostało. Spodnie na szelkach, wywinięte nad kostki, kurtka Flyers, tatuaż z napisem skins. Piwo w jednej ręce, papieros w drugiej. Bójki były na porządku dziennym, ale nigdy nie kradł i niczego nie niszczył. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio ubrał coś w innym kolorze niż czarny. Ludzie, Ci którzy nie znali go dobrze, skreślili go już kilka lat wcześniej-bo pijak, bo awanturnik, bo taki i owaki. Nikt nie widział, że ciężko pracował od czternastego roku życia, nikt nie widział, że to wrażliwy mężczyzna, tylko źle ukierunkowany. Nikt nie powiedział mu, że czas dorosnąć, że można inaczej. Ten mężczyzna dziś to mój mąż. Stateczny, mądry i "wyszumiany".
Czym różnią się Ci dwaj osobnicy? Nie wiem. Mogę tylko gdybać, że pierwszy nie otrzymał w porę odpowiedniej pomocy, i to psychologa. Nie radził sobie sam ze sobą, targały nim uczucia, których nikt nie mógł zrozumieć, bo nikomu o nich nie mówił. Jedno wiem na 100% -kochał niesamowicie ojca, którego w okresie dorastania mu zabrakło. Jego synowi również ojca zabrakło. W chwili śmierci miał 23 lata...
Drugi był kochany (aż za bardzo) przez mamę, która pozwalała mu na wszystko.Urodziła go kiedy była bardzo młoda, więcej dzieci nie miała. Jej życie też nie należało do lekkich, w ciężkich chwilach syn był dla niej oparciem. Nauczyła go szacunku do kobiet, nauczyła gotować, szydełkować ale nie nauczyła podejmować samodzielnych decyzji. Miał ojca, ale to mama była tą, która podejmowała za niego decyzje, pozwalała na wyjazdy na koncerty, dawała pieniądze (które sam zapracował ale oddawał jej) na wódkę. On się"uratował". Może dlatego, że miał ukochaną pracę, wspierającą mamę, zespół w którym śpiewał...A może nie był po prostu tak"popaprany"jak ten pierwszy. A może dlatego, że spotkał osobę,którą pokochał,dla której chciał podjąć walkę z alkoholizmem(wygraną)...
Czasem zastanawiam się czemu od zawsze czułam pociąg do takich właśnie mężczyzn? Takich z problemami, nieprzystosowanymi do życia, takich do"naprawienia"? W przypadku pierwszego to życie zdecydowało, że ktoś inny go "naprawiał"...nie udało mu się, i do dziś cieszę się, że nie na mnie spadł ten trud. W przypadku drugiego, razem zdecydowaliśmy co naprawić i jak to zrobić...
Obaj zaczynali tak samo, obaj byli zbuntowani, szukający swojego miejsca w życiu, a każdy z nich skończył inaczej...
P.S.Wybaczcie mi chaos w dzisiejszym poście, ale trudno mi było ująć to wszystko tak, jakbym chciała. I jeszcze trudniej pisać mi o tym, czego nie rozumiem. Ciągle szukam odpowiedzi, ciągle próbuję pojąć...
Obaj zaczynali tak samo, obaj byli zbuntowani, szukający swojego miejsca w życiu, a każdy z nich skończył inaczej...
P.S.Wybaczcie mi chaos w dzisiejszym poście, ale trudno mi było ująć to wszystko tak, jakbym chciała. I jeszcze trudniej pisać mi o tym, czego nie rozumiem. Ciągle szukam odpowiedzi, ciągle próbuję pojąć...
cóż Ci napisać.siedzę myślę i nie wiem..
OdpowiedzUsuńnie wiem jakim jest uczuciem utrata ojca, do tego tego, który dla Ciebie całym światem. mogę sobie jedynie to wyobrażać, wyobrażać ból jaki czuł ten pierwszy po utracie kochanego taty.. ból musiał być wielki, skoro postanowił uchronić swoje dziecko przed tym uczuciem. bo faktem jest że jeszcze się nie zdążył przywiązać do syna i odwrotnie.
i nie wiem jaką walką jest walka z nałogiem. nigdy nie paliłam, nie piłam, nie paliłam trawki, chociaz tak teraz myślę że moim uzależnieniem są jednak słodycze pod każdą postacią. nie potrafię sobie odmówić. czy na diecie czy nie zawsze w jakiś sposób oszukuję sama siebie.. jakoś wyjść z tego nałogu nie potrafię, nie wiem co musiałoby się stać.
co Cię do takich ciągnie? może ciekawość?
post dość smutny..
Powiem Ci ,że najgorsze jest to ,że już nigdy nie dowiem się dlaczego tak postąpił.Może rzeczywiście bał się że jego dziecko też będzie kiedyś cierpieć,a może to był zwykły egoizm...
UsuńDziś nie wiem co Ci napisać...
OdpowiedzUsuńsmutne to co napisałaś :(
OdpowiedzUsuńNiestety w życiu nie zawsze jest wszystko piękne i ładne ;(
OdpowiedzUsuńKażdy z nas nosi 'swój krzyż'. Jeden sobie radzi, drugi nie... Najgorsze są sytuacje kiedy mężczyzna jest skryty do bólu, dzieje się mu krzywda, z którą nie może sobie porazić i mamy tragedię gotową. Twój wpis przypomniał mi historię mojego kuzyna, który popełnił samobójstwo mając 21 lat. Zostawiła go dziewczyna i się powiesił na żyrandolu. Wujek wszedł do pokoju by zgasić światło,a on już nie żył... Dziewczyna przyszła na pogrzeb, a ciocia mało oczu jej nie wydrapała. Nie zapomnę do końca życia tego widoku rozpaczy po stracie dziecka... Wszystko jesteśmy w stanie znieść. Wszystko, oprócz śmierci dziecka...
OdpowiedzUsuńTo znaczy ,że był słaby:( Na ogół ludzie jednak jakoś radzą sobie z nieszczęśliwą miłością.Tak,jak piszesz,jedni sobie radzą,a inni nie tylko dlaczego akurat Ci a nie inni?Śmierć dziecka...nawet nie chcę o tym myśleć...
UsuńWzruszający post.
OdpowiedzUsuńI taki chyba miał być...
Usuńpodobno niektóre z nas tak mają że przyciągają nieodpowiednich mężczyzn. życzę Ci byś spotykała na swojej drodze tylko dobrych ludzi
OdpowiedzUsuńJuż spotkałam :) mojego męża(to ten drugi) ...
UsuńŻycie jest podłe...Czasami potrafi tak Nas skrzywdzić,że tracimy jakąkolwiek nadzieję na lepsze jutro...
OdpowiedzUsuńI ja jestem obecnie na zakręcie...Każdy dzień i każda noc sprawiają mi ból - czy on kiedyś minie?
Nie wiem...
Oj jest podłe.Trzeba mieć kogoś komu można się wygadać i nie dusić tego w sobie,wtedy jest łatwiej...
Usuń