
Ostatnie dni nie były dla mnie dobre,ani pod względem psychicznym,ani fizycznym. I tak byłam już na skraju... nie wiem czego,ale na skraju... i nagle bach,nie wytrzymałam. Cała złość,żal i bezsilność "wylały"się ze mnie. Musiałam sobie z tym wszystkim poradzić. Nie jeden powiedziałby"przez taką głupotę tak się pieklisz??". Tak,przez głupotę,kolejną i kolejną,i przez brak szacunku dla mojej pracy i przez wszystko inne... Zaczęło się od mojej wizyty u fryzjera.